„Jak boli, to rośnie”- czyli, czy ból jest dobry?
Z racji tego, że przestałem Was zanudzać rozpiskami treningowymi, postanowiłem, że będę zanudzał czymś innym. Moimi przemyśleniami na tematy treningowe i okołotreningowe. Temat, który chcę poruszyć jest ciągle obecny, a do poruszenia go zmotywowały mnie teksty z obrazków… motywujących! Czyli jak widać-działają. Nie chodzi mi o cytaty typu „idź do przodu”, „oni Ci zazdroszczą”, „zacznij dzisiaj” czy mój ulubiony „haters gonna hate”. A o pewną grupę skupiającą się w okół bólu. Tak, to grupa w stylu „no pain no gain”*, „boli to rośnie” czy „ból to słabość opuszczająca Twoje ciało” będzie tematem niniejszego artykułu.
Oczywiście jak zawsze przy takich okazjach zaznaczę, że jest to wiedza nabyta w moim sportowym życiu, nie mam na nią pozwolenia konserwatora, ani poparcia w badaniach naukowych. Nie mam też CrossFit level 1. Mam natomiast za sobą walkę z bólem, który stał się nieodłącznym towarzyszem mojego sportowego życia. Dlatego dodam, że to co tutaj opisuję nie odnosi się do sportu wyczynowego, a już na pewno nie zawodowego, a raczej ogólnej rekreacji. Chociaż granica często się zaciera…
Tak czy inaczej zastanówmy się czym jest ból? Sygnałem, wiadomością od naszego ciała, że coś jest nie w porządku. Stopniowanym od „ruszyłeś się po przerwie” do „co Ty mi robisz?”. Niestety przeciętna osoba, która w końcu wzięła się za siebie, oraz nawet taka, która trenuje już długo zwykła ignorować taki sygnał. I moim skromnym zdaniem, zasługę, a raczej winę za to, ponosi grono „ekspertów” całej fit-społeczności. Oraz teksty w stylu „ból to słabość opuszczająca Twoje ciało”.
Dlaczego tak uważam? Bo nieraz widzę ludzi, którzy ulegając metodyce treningowej takiego eksperta, robi sobie krzywdę. Zabierają się za rzeczy, których wykonywać nie powinni. Nie mając bazy siłowej idą coraz dalej, bez ogólnej sprawności. Niszczą swoje ciało coraz nowszymi zadaniami, do których w żadnym razie nie są przygotowani. Ani fizycznie, ani merytorycznie. Nie mają na to ani siły, ani planu. Po prostu robią. Tak ogólnie to właśnie za to nie lubię CrossFitu i „specjalistów” go tworzących. Każdy taki fit-wynalazek to tylko fit-maszynka. Jeszcze jeden sposób na zarobienie kasy. Wracamy do tematu, bo znowu przemawia przeze mnie cross-hejter! Chodzi o to, że teksty w tym stylu nadają bólowi jednoznacznie pozytywne konotacje. O ile mamy na myśli opóźnioną bolesność mięśni to wszystko jest w porządku. Jednak najczęściej „boli to rośnie” przeradza się w maskowanie kontuzji i brak odpowiedniej reakcji na zaistniałą sytuację.
Uwierzcie mi, wiem co mówię. Niestety. Głupi człowiek uczy się na swoich błędach, mądry na cudzych. Ja nie uczę się wcale. Więc chociaż Wy bądźcie mądrzejsi. Nie ignorujcie bólu. To żaden pozytyw. Powtarzam jeszcze raz kieruję te słowa do ludzi, którzy ćwiczą podobno dla zdrowia, poprawy wyglądu. Wiele takich osób w stanie zdrowia niewiele odbiega ode mnie-kogoś kto przez lata rozbijał się na boisku w pogoni za owalną piłką, a przez następne lata przerzucał tony żelastwa. Zastanówcie się czy warto? Pomyślcie czy faktycznie „ból przemija” czy „chwała trwa wiecznie” i czy ta chwała warta jest tego bólu. Szanujcie swoje ciało! Zdrowia!
*w rugby używaliśmy „no pain, no game”
autor: Radzio Wu Klika www.facebook.com/radziowuklika